poniedziałek, 30 stycznia 2012

Psychodela

Liceum przyniosło wiele długo oczekiwanych zmian. Bezpodstawny strach okazał się jednak mieć swoje uzasadnienie. Próbowałem zmienić swoje nastawienie do ludzi i częściowo udało mi się to. Za późno niestety zrozumiałem, że powinienem zmienić również moje nastawienie do siebie samego.

Powakacyjny czas był momentem, w którym zadawałem sobie wiele pytań. Był to również moment, w którym runęło wiele założeń, na które kiedyś solidnie pracowałem. Nie byłem do końca pewny co przyniesie mi nowy etap, który właśnie rozpocząłem. Najbardziej bałem się narastających we mnie kompleksów i ludzi mogących zwrócić uwagę na to jak bardzo jestem nieidealny. To uczucie było śmiertelnym płynem zacierającym mój motor napędowy, moje postanowienia, moje oczekiwania.

Zależało mi na tym by w klasie być kimś wartościowym. Tak... zależało mi na tym jedynie na początku, do momentu kiedy zorientowałem w jakim toksycznym towarzystwie faktycznie się obracam. Chciałem mieć dużo znajomych, ale szybko stwierdziłem, że wole mieć ich mało, lecz żeby byli w ceniony we mnie sposób wartościowi. Niestety, po nieudanych próbach okazało się, że nie jestem  stanie znaleźć takiej osoby.

Pomimo otwartości z jaką podchodziłem do każdej nowo poznanej osoby nikt nie chciał budować ze mną trwalszej relacji, również ja nie upatrzyłem sobie nikogo z kim mógłbym chociaż chcieć mieć coś wspólnego. Każdy chłopak z klasy okazywał się totalnym imbecylem, w końcu nie myślałem o nich z osobna, lecz jak o bydle, o wszystkich razem. Razem w końcu wytworzyli niesamowitą psychozę, pod której presją sami musieli grać ludzi, którymi nie byli. W mgnieniu oka okazało się, że obracam się w środowisku pełnym nienawiści, prostactwa, badziewnego poczucia humoru i zakłamania.



Kompletnie nie zamierzałem dłużej trwać w tym syfie. Całkowicie odciąłem się od debili wokół mnie. Starałem się być samotnym żaglowcem, i do końca wierzyłem w to, że nim właśnie jestem. To nic, że przy mocnym wietrze żagle wyginały mi się w każdą możliwą stronę. To nic, że przy nawet delikatnej burzy woda wlewała mi się za burtę. Byłem całkowicie niezależny i w tym momencie, pomimo, że przez okres dwóch lat spędzonych w tamtym liceum byłem niemal całkowicie samotny, z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jestem z siebie niesamowicie dumny. Jestem dumny, że udało mi się pozostać niezależnym, nie poddać się żadnej presji co mogłoby doprowadzić do przyłączanie i stania się takim samym idiotą, oraz że nie dałem się zwariować przez tak długi czas.

Po jakimś czasie, a zajęło to około miesiąca, faktycznie znalazłem kogoś, kto stał się dla mnie kimś bliskim i wyjątkowym. Dziewczyna ta sprawiła, że byłem w stanie ponownie uwierzyć w siebie. W końcu stałem się dla kogoś atrakcyjny pod względem inteligencji, humoru i ironii. Trzymaliśmy się razem do końca przez cały rok szkolny, i był to wspaniały czas, po czym dziewczyna ta postanowiła zmienić szkołę, gdyż miała już dość obracania się w środowisku wytworzonym przez klasę.

Drugi rok rozpocząłem w świadomości, że będę sam. Ciężko było mi pogodzić się z myślą, że codzienny śmiech i wspólne wygłupy przeszły właśnie do historii. Czy kłamałbym mówiąc, że gdybym szukał nazwy dla tego okresu, końskie gówno było by nieodpowiednie? Z perspektywy jestem w stanie zobaczyć jak bardzo chwiejne i ulotne były momenty wiary w siebie. Mogę dokonać tej retrospekcji dopiero teraz, ponieważ obecnie jestem na wyższym poziomie i nie martwię się już o to, o co martwiłem wtedy, kiedy bałem się nawet pomyśleć, że jestem zbyt mało pewny siebie.

Powoli przechodziłem kolejne stany załamania, a wszyscy wokół mnie, którym powinno na mnie zależeć- mama, wychowawca,  pedagog, zamiast starać się mnie zrozumieć i pomóc naskakiwali na mnie, że nie chodzę do szkoły, że mam słabe wyniki w nauce. Starałem się zachować balans. Wiedziałem na ile mogę sobie pozwolić. Wszyscy moi znajomi głośno krzyczeli jak bardzo olewają sobie szkołę i naukę. Nie chcę nawet nikogo przekonywać, jak bardzo wyprzedzałem ich w tym niezaszczytnym wyścigu. Na moim koncie było mnóstwo oszustw i podstępstw, względem wychowawcy, nauczycieli, rodziców, lekarzy... notoryczne zawodzenie matki, zamiana sposobu usprawiedliwiania w regulaminie szkolnym, bunt w klasie z powodu niesprawiedliwego usprawiedliwiania mojego olewatorstwa.

Zakodowałem sobie jedno. Nie ważne więzi społeczne i to co wszyscy o mnie gadają. Nie ważne oceny, to co myślą nauczyciele i ilość nieobecności. Mój system był niezawodny. Jako jedyny orientowałem się we wszystkim i nadrabiałem zaległości z lekcji na których mnie nie był, zaliczałem najważniejsze sprawdziany, bo moim celem było zdanie i przejście do kolejnego etapu.

W tamtym momencie tym, co nie pozwalało mi zwariować był mój chłopak, o którego poznaniu jeszcze nie wspominałem...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Odłamał się

Czas przejścia z podstawówki do gimnazjum okazał się dla mnie czasem metamorfozy. Zmiany te dotyczyły zarówno fizyczności, czy między innymi tego, że bardzo szybko urosłem i wyszczuplałem, ale również poukładało mi się w głowie. Nabrałem większego dystansu do siebie i w końcu zacząłem patrzeć na to co myślę ja, a nie to co powiedzą inni. Nabrałem ogólnej ogłady i ukierunkowałem w jakiś sposób swój światopogląd.

Pamiętam dokładnie jak pierwszego dnia na apelu poznałem swoich nowych klasowych kolegów. Pamiętam również z jakim obrzydzeniem na nich patrzyłem, ponieważ zachowywali się i wyglądali źle. Mimo, że nie oceniałem w tym okresie każdego napotkanego chłopaka na ulicy pod względem tego czy mi się podoba (jak robię to teraz), zauważałem na pewno to co mi się absolutnie nie podobało. Tak własnie było w tym przypadku.


Poznając ich szybko stwierdziłem, że nie są dla mnie dobrym towarzystwem, a wręcz kolidują z poziomem intelektualnym, na który mnie wyniosło. Alternatywą dla chłopaków były oczywiście dziewczyny. One wydawały mi się bardziej inteligentne, a w ich towarzystwie czułem się bardziej komfortowo.

Ważną kwestia była też higiena osobista, na którą zwracałem (i ciągle zwracam) szczególna uwagę. W tamtym okresie nie znalem dziewczyny, która wydzielałaby jawnie przykre zapachy zarówno z ciała jak i buzi, a to niestety było notoryczne i notorycznie obrzydzające u chłopaków. Dziewczyny nawet gdy miały jakaś skazę potrafiły to z łatwością i w miarę elegancki sposób zatuszować.

Postanowiłem więc trzymać z dziewczynami, i tak właśnie się stało. Niemalże całą pierwszą spędziłem wyłącznie z nimi. Mimo, że sporadycznie kontaktowałem się z kolegami z klasy, często tego żałowałem. Nie dawało mi to również satysfakcji, co doprowadziło do tego, że uznałem, iż nie ma sensu robić coś z czego nie czerpie żadnych korzyści, czy przyjemności.

Po pewnym czasie wszyscy i tak zaczęli dostrzegać czyją stronę trzymam i wielu się to nie podobało. Doszło do tego, że na godzinie wychowawczej ktoś poruszył mój temat i tego, że nie trzymam się z klasą - a dosadniej z chłopakami. A przecież. Powinienem?  Gdy usłyszałem, do czego zmierzają pojedyncze uwagi postanowiłem wstać i w pojedynek niczym Kurt z Glee stawić czoło wszystkiemu co mi zarzucali.

Długi czas przewlekał się motyw nie podawania przeze mnie ręki na powitanie. Powiedziałem więc, że nie uznaje tego za coś higienicznego, że w wielu rozwiniętych krajach zaprzestało się tego, tak samo jak całowania kobiet w rękę. Wyznałem także, że brzydzi mnie ściskanie spoconych rąk i nie zamierzam tego robić. Wywołało to zdziwienie na twarzach wielu, także mojej wychowawczyni.

Jako osoba otwarta, która nie bała się występować publicznie, oraz publicznie wygłaszać to co myśli, oraz z racji, że byłem najładniejszy w klasie, często wybierano mnie na różne konkursy jako reprezentanta klasy, oraz apele, na których występowałem.

Dolewało to jedynie oliwy do ognia. Po jakimś czasie chłopacy odwrócili się ode mnie - dziwaka. A ja cieszyłem się nawet z tego, do momentu gdy zaczęli mi robić głupie uwagi. Przez jakiś czas byłem wyśmiewany i nazywany lalusiem czy babochłopem. Było to spowodowane również tym, że starałem się ubierać jak najładniej i zawsze pachnieć. Nie powiem, że w szkole byłem dręczony z tego powodu. Było to incydentalne, i miałam świadomość, że sam sobie to w gruncie rzeczy zawdzięczam.

W połowie drugiej klasy było całkowicie inaczej. Nie wiem, czy niektórzy tak nagle zmądrzeli, czy ja obniżyłem swoje oczekiwania, lecz zacząłem się dogadywać również z chłopakami. Zostałem zapraszany na rożne spotkania i stałem się częścią męskiej klasy. Mimo to, ciągle trzymałem się z trzema dziewczynami, z którymi jak mówiliśmy, tworzyliśmy elitę.

Po dzień dzisiejszy niektórzy chłopacy z gimnazjum są moimi dobrymi kolegami.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Przebudzenie

Czy ktoś będący zadowolonym ze swojego życia musi zmienić je tylko po to by dostosować się do norm społecznych? Jeżeli jestem szczęśliwy i dobrze mi jest tak jak jest dlaczego i kto ma prawo do wymagania ode mnie zmiany w tym co robię?

Co jest lepsze. Dobro osobiste, czy dobro ogółu? Przecież każdy po kolei wybierze dobro własne lub osób najbliższych. Dlaczego więc osoby homoseksualne jako nieliczne muszą dostosowywać się tak, by zadowolić wszystkich?

Mieszkamy w Europie gdzie otwartość na różnego rodzaju spaczone treści jest bardzo duża. Hipokryzja różnego rodzaju środowisk jest odwrotnie proporcjonalna do pojemności intelektualnej każdego z ich członków.

Co jest gorsze: ogłoszenie matrymonialne pojawiające się w codziennych gazetach, różnego rodzaju seks usługi reklamowane w niemal każdej telewizji późną porą, pornograficzne nagrania i zdjęcia reklamowane na tyłach gazet, prostytucja, oraz dziewczyny świecące tyłkami z okien kiosków, i inne rzeczy których nie sposób zliczyć, czy normalny związek dwóch osób oparty na wzajemnym szacunku i miłości? Nawet jeżeli są one tej samej płci.

Po jaką cholerę społeczeństwo wywiera presje na to kto jest w kim zakochany. Wszyscy, delikatnie mówiąc, nie życzą sobie aby inni wtrącali się w ich sprawy, dlaczego więc sami nie przestrzegają tej zasady?

To samo tyczy się adopcji dzieci. Rozpoczynając jakąkolwiek dyskusję na ten temat, od razu zostaje się zakrzyczanym. Wszyscy przeciwnicy koncepcji adoptowania dzieci przez pary homoseksualne kierują się przede wszystkim uprzedzeniami do gejów i lesbijek.


Co wydaje się być lepsze dla niechcianego dziecka z domu opieki: brak możliwości poczucia, że jest się kochanym i potrzebnym, oraz wychowywanie się bidulu, czy zaadoptowanie go przez parę homoseksualną dającą mu możliwość wychowania w normalnym, kochającym domu?

Jakie problemy mogą napotkać rodziców jednej płci wspólnie wychowujących dziecko?
Dokładnie takie same jak rodziców heteroseksualnych.

To bzdura, że jeżeli chłopak nie będzie miał męskiego wzorca na pewno wyrośnie na geja. Wiele dzieci wychowanych zostało jedynie przez matki i ich dzieciństwo kompletnie nie wpłynęło na to jakiej teraz są orientacji. To mit wyssany z palca, rozdmuchana głupota uwierająca ociężały umysł.

Podstawowym problemem zrozumienia tej myśli jest brak dostrzegania, czym w rzeczywistości, jest homoseksualizm. Typowy gej czy lesbijka nie zawsze wygląda jak przyzwyczaiły nas do tego marsze równości. Uwierz, że również mi na widok drag queen robi się niedobrze.

Po pierwsze. Homoseksualista to nie osoba, która ma zaburzenia orientacji płciowej. Nie można generalizować i mówić, że każdy gej maluje i nie przebiera się jak kobieta. To tak jakby powiedzieć, że każdy hetero przestrzega ogólnie przyjętych norm seksualnych i podczas stosunku dopuszczają się jedynie penetracji seksualnej, po czym wszyscy idą spać.



Kościół katolicki zabraniający wszelkich praktyk seksualnych związanych z ejakulacja pozamaciczną, z wyjątkiem zakazu nie wprowadził dodatkowych nauk wspominających o nim. Mało tego, chciało mu się nawet straszyć piekłem. A przecież katolik powinien wiedzieć, że każdy inny rodzaj seksu wg kościoła katolickiego to grzech.

Skoro kościół nie może zapanować nad czynnościami seksualnymi swoich wiernych, jakie prawo ma do wtrącania się w seks innych ludzi. Jest to oczywista bzdura. Podobnie jak heterycy, homoseksualiści maja swoje potrzeby seksualne- każdy inne. Dla każdej pary stosunek jest czymś innym, a duża część pomija anal, uznając go za coś nieciekawego.

Najwyższy czas skończyć z psychozą nie pozwalającą na rozszerzenie horyzontów i bezpodstawnymi oskarżeniami, którego różnego typu ofiarą paść może każdy z nas, nawet oskarżyciel.

środa, 23 listopada 2011

Kompleks ojca

Od zawsze byłem maminsynkiem. Odkąd tylko pamiętam wolałem rozmawiać z nią niż z ojcem. Jakimś cudem udawało się nam odnaleźć spólne tematy do rozmów. Spędzałem z nią więcej czasu i stanowczo wiedziała o mnie niesamowicie dużo, lecz jedynie w zestawieniu z tym, co wiedział ojciec. 

Już jako dziecko wolałem chodzić po sklepach z nią i oglądać razem przedmioty do użytku codziennego, czy ozdoby, a niżeli oglądać narzędzi, skutery, pił mechaniczne i innych tego typu bezsensowne mechanizmy. Podczas rodzinnych wypadu do Niemiec oczywiste było, że odwiedzając wszystkie sklepy, mi oraz mamie najbardziej będzie się nudzić w Castoramie. Podczas gdy ojciec i brat latali po sklepowych działach jak w amoku, ja nudziłem się niemiłosiernie i wyłącznie narzekałem.

Ojciec często dziwił się mi. Zastanawiał się dlaczego jest tak, a nie inaczej. Czemu mój brat przegląda z uwielbieniem nowe ulotki z Praktikera, a ja nigdy nie mam nawet najmniejszej ochoty by do nich zajrzeć. Była to długo kwestia sporna. Gdy stawaliśmy się starsi ojciec traktował nas mimo wszystko po równo. Oboje otrzymaliśmy od niego skrzynkę z narzędziami o takiej samej zawartości. Nie dopuszczał on do siebie myśli, że ja jako przyszły facet mogę nie interesować się majsterkowaniem, zwłaszcza gdy mój brat jest tym zafascynowany i jest to jego ulubione zajęcie. Gdy w końcu zauważył, ze moje narzędzia wcale się nie zużywają, że niektóre przejął mój brat, a w zasadzie sam mu je oddałem bardziej niż gniew wyrażał pewnego rodzaju rozczarowanie. Lecz to własnie wtedy, z początku przyjął, iż mogę się tym wcale nie interesować. I gdy już myślałem, że nabrał do sprawy dystansu, okazało się, że przy jakichkolwiek niesnaskach wypominał mi moją inność. Twierdził, że jest to wina matki, która trzymała mnie pod kloszem, a przecież sam na to przyzwalał. Dopuszczałem możliwość zbliżenia się i pogłębienia więzi z ojcem, lecz ostatecznie stwierdziłem, że nie jest on dla mnie autorytetem w niczym o czym tylko pomyślę i nie ma to sensu.


Gdy skończyłem 18'e lat i nie mieszkałem już w domu ciągle nieunormowana kwestia dlaczego nie lubie sklepu dla majsterkowiczów, przybrała odcienie szarości i stałą się czymś bardziej naturalnym, lecz teraz już nieporuszanym, jakby tematem tabu.

Od dziecka posiadam kompleks ojca, którego, mimo wielu tłumaczeń, do końca nie rozumiem.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Zdając sobie sprawę

Wf nigdy nie należał do moich ulubionych przedmiotów. Jako grubiutki czwartoklasista, który później, jak to się mówi, "wyrobił się", unikałem wf za wszelką cenę. Powodów niechęci nie można zliczyć do dziś. Niesympatyczny nauczyciel należał do 50% z nich. Był obleśny, zawsze mnie obrzydzał. Miał przetłuszczone włosy, był otyły, palce miał niczym serdelki, zawsze był spocony i śmierdzący. Jego wygląd był dla mnie tak bardzo odpychający, ze utrwalił mi się w pamięci bardzo szczegółowo. Taki typ, nie był specjalnie odosobniony. Na ulicach pełno było obrzydliwych facetów, odpychających całym sobą. Jednym z tych wielu był mój ojciec. Przykładowy mężczyzna, którym nigdy nie chciałbym być, którym nigdy nie będę, bo tak zadecydowałem jako dziecko.

Jest to jeden, z najbardziej zakorzenionych powodów, dla których dbam o siebie, ubierania się ładnie i zwracania uwagi na detale. Coś, co sprawia, że gej jest gejem.

Kolejna grupa kategorii męskiej to coś wręcz odwrotnego. W świecie gdzie w gazetach, telewizji, kioskach, i wielu innych miejscach pojawiały się kobiety w niekompletnych strojach. Święcącymi nagimi tyłkami, cycami i kto wie czym jeszcze, nagie męskie ciało było rarytasem. Taka odmienność była miła, ale rzadko spotykana. Na gazetach nie często spotykałem chłopaka np. bez koszulki. Tym bardziej wzbudzało to moją fascynacje. Przełączając kanały dla dorosłych, już jako dziecko stwierdziłem, że seks oferty bardziej mnie śmieszą niż zachęcają. Poza tym taki obrzydliwy brak szacunku był dla mnie nie do pomyślenia. To co gadały, jak gadały i gdzie się dotykały sprawiło, że stało się coś, przed czym ostrzegała mnie bardzo dawno temu moja matka. |"Oglądając takie rzeczy można się do tego zrazić." I owszem zraziłem się. Lecz dlaczego nie zrazili się inni koledzy w moim wieku?


Wracając do meritum. Kontrastem dla "oblechów" byli zadbani chłopcy. Z początku nie fascynowałem o chłopakach tak jak robią to typowi geje. Nie myślałem o tym co jakiś chłopak nosi w spodniach. Moje myśli opierały się bardziej na tym w jaki sposób wyglądają inni chłopcy w moim wieku. Czy są szczupli, czy posiadają fajne ubrania, czy mają ładne twarze i dłonie. Gdy już upatrzyłem sobie "cel", zaczynałem myśleć jak fajnie było by być tak ładnym chłopakiem. Jakie fajne życie ma taki ktoś.

Śniło mi się, że chcę zamienić się ciałem z innym chłopakiem. Owa myśl powoli przekształcała się w mannie. Chciałem być ładny, teraz, natychmiast, ale nie byłem. Marnym substytutem było spotykanie się z ładnymi chłopakami i kolegowanie się z nimi. Pojedyncze gesty były dla mnie czymś więcej. Zwykłe podawanie ręki na przywitanie stało się rzeczą pociągająca i bardzo przyjemną. Ocieranie się do którego sam doprowadzałem, dotykanie telefonu mojego kolegi, było to coś czego sam nie rozumiałem.

Powoli miałem ochotę na coraz więcej. Chciałem patrzeć. Pamiętam z jaką krępacją spotykałem się z kolega, który z powodu, że było gorące lato nie nosił koszulki. Mimo to nie przeszkadzało mi to. Bałem się jedynei, że zauważy sposób w jakim na niego patrze. Wszystko to sprawiało, że całe spotkanie było jeszcze bardziej mniej naturalne.

Wf również przyczyniał się do tego, że byłem w stanie zobaczyć innego chłopaka bez koszulki, lub w samych majtkach. Najlepsze były wyjazdy na basen, gdzie większość po prostu ściągała całkowicie majtki bez żadnej krępacji Wtedy jeszcze nie myślałem o penisach w taki sposób jak teraz, lecz również podobała mi się chłopięca nagość. Zacząłem fantazjować o upatrzonym koledze. O tym jak potajemnie spotykamy się wieczorami. O tym jak się całujemy i wzajemnie dotykamy.

Z czasem zacząłem zdawać sobie sprawę, że to o czym myślałem zaczyna przytłaczać moja rzeczywistość. Zdawałem sobie również sprawę, że zaburza to koncepcje życia wielu ludzi i jest chyba nienaturalne, i przede wszystkim, że mam sporą tajemnice do ukrycia. Niemniej jedynka było to dla mnie jak najbardziej przyjemne

.

niedziela, 20 listopada 2011

Wyszedł z szafy

Nie jest to sam początek lecz dobry motyw by zacząć. Nie mieszkam z rodzicami odkąd skończyłem 18'e lat. Z racji, że nigdy nie czułem głębszej potrzeby kontaktu z nimi widujemy sie rzadko. Powodem tego jest również duża odległość jaka dzieli nasze miasta. Gdybym mógł najchętniej w ogóle nie odwiedzałbym domu rodzinnego. Jedyny dzień, w którym musiałem być obecny to święta bożego narodzenia. I właśnie w tym okresie zacznę moja historie. 


***

Gdy przyjechałem do domu poczułem, że wita mnie krępująca i wszechobecna sztuczność. Oznaczało to, że rodzina przestała traktować mnie jak domownika, a zaczęła traktować jako gościa, przy którym należy wypaść jak najlepiej. Oziębła kiedyś matka powitała mnie z niespotykanym do tej pory uśmiechem, surowy ojciec uściskał mnie jakbym był dla niego na prawdę kimś ważnym. Wypytywanie o szczegół, kurtuazje, pochwały i inne te pierdoły pozwole sobie ominąć. Kolacja wigilijna. Ojciec jak zawsze krzątał się po mieszkaniu, ubrany w odświętny sweter, który nosił wyłącznie do kościoła, na święta i ważne okazje. Matka latała z salonu do kuchni przynosząc kolejne potrawy, pośpieszając wszystkich. Ja stałem nieruchomo patrząc na to wszystko, odpowiadając półsłówkami na zadawane my pytania. W końcu wigilia rozpoczęła się. Modlitwa, dzielenie się opłatkiem, życzenia. Podczas odmawiania ojcze nasz głos łamał mi się notorycznie, a ręce niesamowicie pociły. Byłem cały rozpalony i czułem, że nie przełknę dzisiaj ani kęsa. Gdy zasialiśmy do stołu wiedziałem, że nadszedł już ten właściwy moment. Oni jeszcze nie wiedzieli jaką niespodziankę dla nich szykuję. Przerywając dyskusję o wyśmienitym smaku tegorocznych potraw, oraz żałosne nakładanie kutii trzęsącą się z nerwów ręką, postanowiłem wstać. Mamo, tato, muszę wam kogoś przedstawić. W tym momencie poczułem niesamowity stres i bojaźń o wszystko o czym pomyślałem.


Czułem, że krew odpływa mi z mózgu i zaczynam sie chwiać. Złapałem się krzesła wziąłem głęboki wdech, odwróciłem się i wyszedłem z pokoju. Rodzice nie powiedzieli ani słowa. Po ich minach widać było zdziwienie, i lekkie zniesmaczenie, że ktoś może zaburzyć koncepcje ich świąt. Moja mama do końca nie mogła sobie wyobrazić kim może być wspomniana osoba. Pewnie spodziewała się mikołaja, dalekiego krewnego, niespodziewanego gościa. Myślę, że prędzej już oczekiwałaby przebranego ninja lub czegoś podobnie głupiego. Mina ojca wskazywała na to, że domyśla się, iż chodzi o dziewczynę.  Weszliśmy do pokoju. Na twarzy moich rodziców oraz rodzeństwa zapanował obraz całkowitego niezrozumienia i wielkiego zaskoczenia. W końcu stanęliśmy na środku pokoju. Głos nawet mi się nie zaląkł. Nie wiedziałem co zrobić z rękoma. Opuściłem je, założyłem, po czym ponownie opuściłem. Mamo tato chciałem wam powiedzieć coś bardzo ważnego. Jestem gejem. Patryk jest moim chłopakiem, mieszkamy razem. 

W tym momencie straciłem kontakt z rzeczywistością. Nie pamiętam czy pierwszy odezwał się ojciec, czy matka. Pamiętam, że na początku ich zatkało. W tym momencie spojrzałem na mojego chłopaka. Miał smutną buzie. Lekko machał opuszczoną ręką, aż w końcu postanowił mnie objąć za ramię. Wpatrywałem się w szkliste oczy matki łatwo wyrażające rozczarowanie i niepokój. Ojciec zaczoł jeść lecz wziął tylko kęs. Wtedy dotarło do niego, że ma syna geja. Wstał, stanął na przeciwko nas po drugiej stronie stołu. Krzyczał, że jestem pedałem, pederastą, że mam hiv. Matka odeszła od stołu, usiadła na kanapie. Zaczęła płakać. Starsza siostra zaczęła się wtrącać i wypytywać. Brat zaczął się śmiać. Ja nie odzywałem się w ogóle. Matka zapytała. "Co zrobiliśmy źle?" Ojciec zbeształ ją i powiedział, że to całkowicie moja wina, że zawsze byłem dziwny. Już nie krzyczał. Spokojnym i opanowanym tonem, lecz jak najbardziej doniośle stwierdził, że nie ma już syna. Bo jego syn nie będzie pedałem. Kazał mi się wynosić

Wyszliśmy na korytarz. Ojciec wybiegł za nami. Matka pobiegła zaraz za nim. Ubraliśmy płaszcze. Spokojnie założyłem szalik i rękawiczki. Dowidzenia. Powiedziałem. Po czym Patryk powtórzył za mną. Wyszliśmy zatrzaskując drzwi. Tego wieczora nie zamierzaliśmy już wrócić do domu. Z każdym krokiem wizja ta stawała się jednak coraz bardziej zaśnieżona. Zdawaliśmy sobie sprawę z trudności jakie napotkamy chcąc znaleźć miejsce do zatrzymania się. Utrzymywaliśmy żwawy krok by nie dać się całkowicie mroźnej temperaturze, dawało nam to również możliwość odreagowania na stres. 




Było ciemno, zimno, padał śnieg. Światła ozdabiające miejskie ulice stawały się nieprzyjemnie natarczywe w swojej ostrości. Patry cały czas mnie pocieszał. Co chwile spoglądał na mnie swoimi wielkimi oczyma. Ja starałem się zachować bliżej nieokreślony spokój. Nie chciałem go zbywać, lecz mimo to odpowiadałem półsłówkami. Wynikało to z mojego zażenowania i złości. Argumentowaliśmy sobie powody moich rodziców do ponownego zaakceptowania mnie. Ich najstarszego syna, jako geja. Doszliśmy do wniosku, że skoro sami mieliśmy problemy z zaakceptowaniem naszej seksualności, a z tego co wiem nie tylko my, to również moi rodzice przyzwyczają się do tej myśli.


Przecież byliśmy przygotowani na odtrącenie. Planując to staraliśmy się przewidzieć wszystkie możliwe zachowania rodziców. Układaliśmy nawet swego rodzaju plan, czy układ zdań, którego użyjemy, w razie wywiązania się rozmowy. Nie przewidzieliśmy, że do owej rozmowy wcale nie dojdzie.