niedziela, 20 listopada 2011

Wyszedł z szafy

Nie jest to sam początek lecz dobry motyw by zacząć. Nie mieszkam z rodzicami odkąd skończyłem 18'e lat. Z racji, że nigdy nie czułem głębszej potrzeby kontaktu z nimi widujemy sie rzadko. Powodem tego jest również duża odległość jaka dzieli nasze miasta. Gdybym mógł najchętniej w ogóle nie odwiedzałbym domu rodzinnego. Jedyny dzień, w którym musiałem być obecny to święta bożego narodzenia. I właśnie w tym okresie zacznę moja historie. 


***

Gdy przyjechałem do domu poczułem, że wita mnie krępująca i wszechobecna sztuczność. Oznaczało to, że rodzina przestała traktować mnie jak domownika, a zaczęła traktować jako gościa, przy którym należy wypaść jak najlepiej. Oziębła kiedyś matka powitała mnie z niespotykanym do tej pory uśmiechem, surowy ojciec uściskał mnie jakbym był dla niego na prawdę kimś ważnym. Wypytywanie o szczegół, kurtuazje, pochwały i inne te pierdoły pozwole sobie ominąć. Kolacja wigilijna. Ojciec jak zawsze krzątał się po mieszkaniu, ubrany w odświętny sweter, który nosił wyłącznie do kościoła, na święta i ważne okazje. Matka latała z salonu do kuchni przynosząc kolejne potrawy, pośpieszając wszystkich. Ja stałem nieruchomo patrząc na to wszystko, odpowiadając półsłówkami na zadawane my pytania. W końcu wigilia rozpoczęła się. Modlitwa, dzielenie się opłatkiem, życzenia. Podczas odmawiania ojcze nasz głos łamał mi się notorycznie, a ręce niesamowicie pociły. Byłem cały rozpalony i czułem, że nie przełknę dzisiaj ani kęsa. Gdy zasialiśmy do stołu wiedziałem, że nadszedł już ten właściwy moment. Oni jeszcze nie wiedzieli jaką niespodziankę dla nich szykuję. Przerywając dyskusję o wyśmienitym smaku tegorocznych potraw, oraz żałosne nakładanie kutii trzęsącą się z nerwów ręką, postanowiłem wstać. Mamo, tato, muszę wam kogoś przedstawić. W tym momencie poczułem niesamowity stres i bojaźń o wszystko o czym pomyślałem.


Czułem, że krew odpływa mi z mózgu i zaczynam sie chwiać. Złapałem się krzesła wziąłem głęboki wdech, odwróciłem się i wyszedłem z pokoju. Rodzice nie powiedzieli ani słowa. Po ich minach widać było zdziwienie, i lekkie zniesmaczenie, że ktoś może zaburzyć koncepcje ich świąt. Moja mama do końca nie mogła sobie wyobrazić kim może być wspomniana osoba. Pewnie spodziewała się mikołaja, dalekiego krewnego, niespodziewanego gościa. Myślę, że prędzej już oczekiwałaby przebranego ninja lub czegoś podobnie głupiego. Mina ojca wskazywała na to, że domyśla się, iż chodzi o dziewczynę.  Weszliśmy do pokoju. Na twarzy moich rodziców oraz rodzeństwa zapanował obraz całkowitego niezrozumienia i wielkiego zaskoczenia. W końcu stanęliśmy na środku pokoju. Głos nawet mi się nie zaląkł. Nie wiedziałem co zrobić z rękoma. Opuściłem je, założyłem, po czym ponownie opuściłem. Mamo tato chciałem wam powiedzieć coś bardzo ważnego. Jestem gejem. Patryk jest moim chłopakiem, mieszkamy razem. 

W tym momencie straciłem kontakt z rzeczywistością. Nie pamiętam czy pierwszy odezwał się ojciec, czy matka. Pamiętam, że na początku ich zatkało. W tym momencie spojrzałem na mojego chłopaka. Miał smutną buzie. Lekko machał opuszczoną ręką, aż w końcu postanowił mnie objąć za ramię. Wpatrywałem się w szkliste oczy matki łatwo wyrażające rozczarowanie i niepokój. Ojciec zaczoł jeść lecz wziął tylko kęs. Wtedy dotarło do niego, że ma syna geja. Wstał, stanął na przeciwko nas po drugiej stronie stołu. Krzyczał, że jestem pedałem, pederastą, że mam hiv. Matka odeszła od stołu, usiadła na kanapie. Zaczęła płakać. Starsza siostra zaczęła się wtrącać i wypytywać. Brat zaczął się śmiać. Ja nie odzywałem się w ogóle. Matka zapytała. "Co zrobiliśmy źle?" Ojciec zbeształ ją i powiedział, że to całkowicie moja wina, że zawsze byłem dziwny. Już nie krzyczał. Spokojnym i opanowanym tonem, lecz jak najbardziej doniośle stwierdził, że nie ma już syna. Bo jego syn nie będzie pedałem. Kazał mi się wynosić

Wyszliśmy na korytarz. Ojciec wybiegł za nami. Matka pobiegła zaraz za nim. Ubraliśmy płaszcze. Spokojnie założyłem szalik i rękawiczki. Dowidzenia. Powiedziałem. Po czym Patryk powtórzył za mną. Wyszliśmy zatrzaskując drzwi. Tego wieczora nie zamierzaliśmy już wrócić do domu. Z każdym krokiem wizja ta stawała się jednak coraz bardziej zaśnieżona. Zdawaliśmy sobie sprawę z trudności jakie napotkamy chcąc znaleźć miejsce do zatrzymania się. Utrzymywaliśmy żwawy krok by nie dać się całkowicie mroźnej temperaturze, dawało nam to również możliwość odreagowania na stres. 




Było ciemno, zimno, padał śnieg. Światła ozdabiające miejskie ulice stawały się nieprzyjemnie natarczywe w swojej ostrości. Patry cały czas mnie pocieszał. Co chwile spoglądał na mnie swoimi wielkimi oczyma. Ja starałem się zachować bliżej nieokreślony spokój. Nie chciałem go zbywać, lecz mimo to odpowiadałem półsłówkami. Wynikało to z mojego zażenowania i złości. Argumentowaliśmy sobie powody moich rodziców do ponownego zaakceptowania mnie. Ich najstarszego syna, jako geja. Doszliśmy do wniosku, że skoro sami mieliśmy problemy z zaakceptowaniem naszej seksualności, a z tego co wiem nie tylko my, to również moi rodzice przyzwyczają się do tej myśli.


Przecież byliśmy przygotowani na odtrącenie. Planując to staraliśmy się przewidzieć wszystkie możliwe zachowania rodziców. Układaliśmy nawet swego rodzaju plan, czy układ zdań, którego użyjemy, w razie wywiązania się rozmowy. Nie przewidzieliśmy, że do owej rozmowy wcale nie dojdzie.


3 komentarze:

  1. Jak się historia zakończyła? Jakie masz teraz stosunki z rodziną?

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa historia. Fajnie opowiedziana, szkoda tylko właśnie, że brak tego końca, co było dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam chronologicznie... Myślami jestem z Tobą i Patrykiem...

    OdpowiedzUsuń